poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział II - Samotność

     Obudziły mnie promienie dopiero co budzącego się do życia Słońca.. No dobra. Tego w zenicie. Kise Ty mały łgarzu! Ale pokuta mnie dopadła. Nie martwcie się o to. Konkretnie w postaci cholernego pulsowania w okolicach skroni. Czuje się jak zwłoki.
- Yukio pić - jęknąłem obracając się przy tym w stronę ściany. W końcu jak zasypiałem tam był. Zapomniałbym. Już tyle razy zasypiałem przy jego boku jednak nigdy nie było go rano. Zawsze wstawał o świcie zostawiając mnie samego. Okrutny!
Spełzam. Tak to idealne określenie. Spełzam z łóżka po czym czołgam się w stronę kuchni. Ledwo staję na nogi aby sięgnąć do lodówki po lodowatą wodę mineralną. Wypijam pół litra na raz. Jestem czadowy nawet podczas tak zwykłej czynności! Kise Ty zajebista egzystencjo..
Dopiero teraz zauważam mały liścik na lodówce.

"Witam Pana Żółtodzioba! Boli główka co? Jakże mi przykro.. Że aż wcale. Odbiorę auto po pracy i odstawię Ci je. Przy okazji mogę coś ugotować. Jeśli masz ochotę na coś konkretnego napisz mi e-mail. Kasamatsu Y."

- Ja Ci dam żółtodzioba Ty wredny przykurczu.. - zgniotłem w dłoni kartkę jednak uśmiech nie schodził mi z twarzy - Uważaj. Jeszcze trochę senpai, a się w Tobie.. Co to kurwa ma być?! - krzyknąłem może zbyt wulgarnie, gdy w odbiciu piekarnika zobaczyłem pokaźnych rozmiarów malinkę. Liścik wypadł mi z dłoni. Wspomnienia uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba - O cholera.. - oparłem się dłońmi o umywalkę. Odkręciłem zimną wodę. Kilka razy ochlapałem swoją buźkę aby wytrzeźwieć - Ryouta coś Ty zrobił...-
Jak mogłem pozwolić temu.. Temu.. Nie mam nawet na niego określenia! Cham, prostak, zboczeniec, idiota, skurwiel w jednym! Tadaam - Aomine Daiki! Tak. Ten sam, z którym wczoraj miałem małą przygodę.
Zabiję go! Zabiję za to, że mnie napastował. Zabiję za to, że mnie dotknął. Zabiję za to, że mnie pocałował. Zabiję za to, że moja idealna skóra oszpecona jest tą pizdą! Zabiję go za to, że mi się podobało. Zabiję za to.. Wróć! Że co?! Że mi się podobało? Że hę? Kise co Ty pieprzysz?!
Masując pulsujące skronie podszedłem do barku. Wyjąłem z niego whisky. Ponieważ biorę udział w kampanii przeciwko marnowaniu wody, postanowiłem oszczędzić ją podczas zmywania naczyń i wlałem cudowny trunek wprost do jeszcze cudowniejszych ust.
Od razu lepiej.. Głowa mniej boli. Nic się nie stanie jak wypiję jeszcze troszkę.. Buddo! Cholera akurat dzisiaj cały zapas mojego zbawienia się skończył? Czemu zawsze ja?
Spokojnie Kise.. Tylko spokój Cie uratuje. Po chwili namysłu wziąłem szybki prysznic, narzuciłem na siebie szary dresik oraz granatową bluzę i zadzwoniłem po taksówkę. Na szczęście długo nie musiałem czekać. Przed wyjściem założyłem niezmiennie, aż od czasów gimnazjum, ulubiony model butów - Jordany oraz czarne okulary przeciwsłoneczne.
Wsiadłem do taksówki. Kazałem kierowcy zawieźć się do centrum. Jaki rozgadany. A mi głowa pulsuję.. Miły z Pana Pan ale błagam Pana. Zamknij się Pan.
- Reszty nie trzeba. Do widzenia - narzucam na głowę kaptur i poprawiam okulary. Wchodzę do pierwszego lepszego sklepu. Ktoś TAM musi mnie serio nienawidzić. Kolejka ma chyba z kilometr. Przede mną rozmawiająca przez telefon chyba z jakąś przygłuchą koleżanką starucha a za mną jakiś facet, który co chwila odchyla się aby móc jak najlepiej na mnie spojrzeć. Wypierdalaj albo ja Cie stąd wypierdolę..
- Słucham Pana? - och. Młoda, sympatyczna i szeroko uśmiechnięta niewiasta. Naiwne dziewczę. Co Cie tak cieszy w tej chujowej pracy?
- Aberlour poproszę - mruknąłem nasuwając kaptur na twarz.
- P-Przepraszam ale.. - zawahała się. Czyżby mnie poznała? - Ale nie mogę sprzedawać alkoholu osobom pod jego wpływem - cholera. Myśl Ryouta.
- Pod wpływem? - zaśmiałem się najserdeczniej jak mogłem - Jeden kieliszek na kaca, piękna Panienko - spojrzałem na nią ściągając przy tym okulary
- Kise Ryouta! - zapiszczała za głośno jak na moją pulsującą czaszkę - Mogę prosić autograf? Jestem Twoją największą fanką!
- Kise Ryouta, tak? - obróciłem się w stronę mężczyzny i to był mój wielki błąd. Błysk flesza oślepił mnie na moment. Potarłem oczy spoglądając na niego lekko zbity z tropu - Idealne na jutrzejszą gazetę! "Pijany model wymusza na niewinnej ekspedientce złamanie prawa". Cudowny nagłówek!
- Jutrzejszą gazetę? - jak jakiś debil powtarzam czyjeś słowa.. Kise! Przecież to.. - Pieprzony paparazzi! Pies redakcji Codziennej! - wysyczałem przez zęby. Już nie raz miałem z nim do czynienia. Chyba mnie tam nie lubią za skomentowanie stroju Pani Szanownej Redaktor Naczelnej. Upsik.. - Usuń to natychmiast!
- Chyba sobie żartujesz, pięknisiu - roześmiał się. Tego było za wiele
- Kto pozwolił Ci się zwracać do mnie na Ty, podstępny psie?! - nie wiem co we mnie wstąpiło. Uderzyłem Go. Pierwszy raz kogoś uderzyłem. Moja ręka nieprzyjemnie boli jednak resztę ciała oblewa fala gorąca. Adrenalina płynie mi w żyłach a pulsujący ból w skroniach minął.
- Pan pójdzie z nami - poczułem dłoń na ramieniu. Odwróciłem się powoli. O cholera.. Kise w coś Ty się znowu wpakował..

*  *  *  *  *

Yukio. Mnie. Zabije.
- Pan Kise Ryouta? - kiwnąłem głową gdy dość otyły policjant przeglądał moje dokumenty. Wyjął z papierowego pudełka jednego, lukrowanego pączka. Podsunął wypieki w moją stronę. Z grzeczności wziąłem ozdabianego różowymi gwiazdkami. Czeka mnie za niego kilkudniowy post.. - Panie Kise.. Nie miał Pan nigdy zatargów z prawem. To działa na Pana korzyść jednak bójka to bójka. Ten dziennikarz wniósł na Pana oskarżenie
- Poniosło mnie - westchnąłem i potarłem skronie - Pan też na pewno czasem daje się ponieść emocjom! - jęknąłem uderzając czołem o blat biurka. Życie mi się wali. Od wczoraj jestem chodzącą porażką. To wszystko musi być wina..
- Dzień dobry - wszędzie poznam ten znudzony głos. Jak mogłem zapomnieć, że on tu pracuje?!
- Dobry, Daiki - muszą być blisko skoro mówi do niego po imieniu. Przełożony? Partner? Zresztą co mnie to interesuje? - Pali Pan, Panie Kise? - po cholerę wymówiłeś moje nazwisko?!
- T-Tak - szepnąłem uśmiechając się sztucznie. Przyjąłem papierosa od siedzącego naprzeciwko mnie mężczyzny. Nachyliłem się aby odpalić używkę - Dziękuję
- Kise?! - uciec. Jak najdalej. Jak najszybciej! - Kise co Ty tu robisz? Ktoś Ci coś zrobił? - ton jego głosu był bardzo nieprzyjemny. Chyba był zły.
- Co Cie to obchodzi - burknąłem. Wypuściłem dym z płuc i spojrzałem w okno starając się nie zwracać uwagi na stojącego obok mnie osobnika.
- Znasz Pana Kise, Daiki? - policjant, który mnie przesłuchiwał wydawał się rozbawiony całą sytuacją - To nie Twój znajomy jest tu pokrzywdzony - zaśmiał się - To właśnie Pan Kise wszczął bójkę
- Uderzyłem go tylko raz! - zagalopowałem się. Nie powinienem podnosić głosu. Zaraz pogorszę moją sytuację - Przepraszam.
- On - wskazał palcem na mnie unosząc brwi - kogoś uderzył? Proszę nie robić sobie ze mnie żartów, komendancie!
- Nie robię, Daiki - zgasił papierosa i rzucił w stronę Aomine kajdanki. No on chyba sobie żartuje.. - Zaprowadź go do celi na czas wyjaśnienia sprawy. Adwokat jest w drodze Panie Kise - odszedł zostawiając mnie sam na sam z tym.. Podtypem!
- Tak jest, szefie - przez ten jego perwersyjny uśmiech zrobiło mi się strasznie gorąco - Wstań, Kise - jak posłuszny piesek wykonałem polecenie. Brakowało mi merdającego ogonka i postawionych uszu. Chociaż szczerze mówiąc zaraz coś może mi powstać przez jego dotyk na moich nadgarstek i ciepły oddech na karku.
Specjalnie z mojego aresztowania robił jebaną scenę z pornola! Chwycił mnie w zgięciu łokcia i zaprowadził do małej celi, którą po zdjęciu mi kajdanek zamknął na klucz. Usiadł po drugiej stronie wpatrując się we mnie jak ciele w malowane wrota. Na dodatek głupkowaty uśmiech nie schodził z jego jeszcze głupszej mordy.
- Czego się tak cieszysz? - po prostu nie mogłem być dla niego miły. Choćbym próbował, czego oczywiście nie robiłem, nie umiałem być dla niego miły
- Nie mogę dalej uwierzyć, że kogoś uderzyłeś, Kise - zaśmiał się. Zaśmiał się tak jak kiedyś. Jak za czasów gimnazjum. Jak ten Aomine, którego tak szalenie kochałem. Nie można mi się więc dziwić, że me serce szybciej zabiło.
- Ludzie się zmieniają - osunąłem się na ścianie. Usiadłem na zimnej podłodze chowając lekko zarumienioną twarz w podkulonych kolanach.
- Właśnie Kise - usłyszałem jego kroki. Podniosłem głowę. Stał oparty o kraty ze spokojem wymalowanym na twarzy - Ludzie się zmieniają.
Nie mogłem odwrócić szeroko otwartych oczu od jego ciemnych tęczówek. Powiedział to w taki sposób, że nie mogłem nie doszukiwać się głębszego sensu jego słów. Czyżby.. Czyżby mówił o sobie?
- Kise ja..
- Przesłuchanie skończone, Panie Aomine - znowu nie dowiedziałem się co chciał powiedzieć. Może to lepiej? Chyba tak będzie dobrze.. Będzie? Zresztą mam teraz ważniejsze sprawy na głowie! Zaraz na przykład zginę.. - Ryouta
- Yukio - skuliłem się jak wystraszone kocie. Nic nie poradzę na tą jego dzisiejsza aurę. Był przerażający
- Panie Aomine, proszę - podał Daikiemu jakiś dokument, na który on tylko kiwnął głową i otworzył drzwiczki
- Yukio! Mój bohaterze! - rzuciłem się jemu na szyję przez co cały mój ciężar spoczywał an tym niskim człowieku. Nie zareagował - Yukio? - spojrzałem w jego twarz. Nie było na niej żadnych emocji - Yukio..
- Do samochodu - odepchnął mnie od siebie. Pierwszy raz Kasamatsu potraktował mnie w taki sposób. Nie czekając na mnie opuścił pomieszczenie
- Ktoś tu się obraził - Aomine jak zwykle dodał adekwatny do sytuacji komentarz. Gniew z każdą chwilą we mnie wzrastał
- To wszystko Twoja wina! - wskazałem na niego palcem - Wystarczyło, że znowu się pojawiłeś a moje życie ponownie się sypie! - nie panowałem nad słonymi łzami wypływającymi z moich oczu. Nie panowałem nad całym sobą - Zniszczyłeś mi je w gimnazjum i znowu chcesz to zrobić? Pieprz się Aomine! - wybiegłem za senpaiem. Złapałem go dopiero przy aucie.
Nie odezwał się do mnie nawet jednym słowem całą drogę. Pierwszy raz. Pierwszy raz traktował mnie jak powietrze. Pierwszy raz czułem, że jestem dla niego nikim. Nie chciałem stracić jedynego przyjaciela.
Wszedł razem ze mną do mieszkania. Poczułem namiastkę nadziei, że jeszcze dziś wszystko będzie po staremu.
Nadzieja matką głupich.
Nic już nie miało być po staremu.
- Aż tak zależało Ci na spotkaniu z nim, że naraziłeś swoją reputacje? - słowa ledwo wydobywały się zza jego zaciśniętych ze złości zębów
- To wszystko nie tak Yukio!
- Nieistotne! - często na mnie krzyczał. Ba! Nawet bił! Jednak tym razem było.. Inaczej - Już nie istotne - szepnął i odwrócił się do mnie plecami. Rzucił reklamówki na kuchenny blat - Smacznego, Kise.
Trzasnął frontowymi drzwiami a ja jak ostatni kretyn wpatrywałem się w siatki, z których wypadły różnego rodzaju warzywa powoli turlając się po stole i podłodze
- Kise? - upadłem na jasne kafelki wplatając dłonie we włosy - Yukio.. Nie zostawiaj mnie.. Nie chcę być sam.. Czemu każdego od siebie odstraszam? Co jest ze mną nie tak, do cholery?!



8 komentarzy:

  1. T.T Czemu wszyscy kochają AoKise? Czemu? Cały czas płacze, że to nie KasaKise, przecież oni tacy śliczni:)
    Dobrze już nie będę marudzić. Rozdział bardzo mi się podoba:) Ryouta w areszcie? Świetne po prostu świetnie XD i musi czekać na swojego wybawce, którym nie jest Aoś, bo on go tam wpakował :]
    Mam nadzieje, że moi ulubieńcy szybko się pogodzą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bądź cierpliwa a dostaniesz opowiadanie o KasaKise, też tego pragnę spokojnie ;3

      Usuń
    2. Dostane? Już się cieszę:) i nie myśl że się wywiniesz:) będę pamiętać co mam obiecane :]

      Usuń
    3. daj skończyć przynajmniej dwa z pięciu blogów! ;D

      Usuń
    4. Nie żebym poganiała, ale wiedz, że czekam :)

      Usuń
    5. gomen gomen ale na dziś mam w planach tylko przemeblowanie na blogu ;D

      Usuń
  2. Rozdział uroczy
    Oczywiśćie styl pisania boski.
    Nie mogę sie doczekać

    zapraszam do przeczytania nowego rozdziału
    http://sayu-ita-swiat-bez-granic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. będę płakać :'( biedny Kisiak, ale i głupi Kisiak... wziąłby się w garść... a Kasamatsu chyba już ma dość.. świetne :) lece czytać dalej xD

    OdpowiedzUsuń