Czy zrobiło mi się smutno, gdy okazało się, że nikogo nie ma w domu? Może trochę. W moich skrytych marzeniach był obraz zastawionego na obiad stołu i siedzącej przy nim wesoło gaworzącej rodzinki.
Niestety jestem dzieckiem pracoholików oraz bratem dwóch, szaleńczo zakochanych kur domowych. Im wyszło w życiu..
No tak. Teraz trochę przesadzam, gdy przyleciałem tu własnym samolotem, który zostawiłem na ufundowanym przeze mnie małym lotnisku.. Ale chodzi mi o coś innego. O to, że tata ma mamę, mama - tatę, starsza siostra - męża, młodsza siostra - narzeczonego.
A ja? Ja jestem zapracowanym, obleśnie bogatym i nieszczęśliwym gejem. Samotnym gejem. Westchnąłem i wszedłem po schodach na piętro. Tam znajdował się mój pokoik. Przestałem w nim mieszkać, w momencie wyprowadzenia się do wieżowca bliżej mojego nowego liceum. I chyba wtedy ostatni raz tu byłem. Święta? Urodzinki? Czasem oni przyjechali do mnie. Chociaż w większości przypadkach po prostu byliśmy zajęci.
Jestem na tyle młody, że muszę ostro zapierdalać, za przeproszeniem, żeby utrzymać się na mojej pozycji w wymarzonej pracy pilota. Premier też musi czymś lecieć do rodzinki na święta przecież, więc podwijam kiecę i lecę..
Odstawiłem walizkę na podłogę i z uśmiechem rozejrzałem się po pomieszczeniu. Z sufitu zwisały modele samolotów przez co w niektórych miejscach musiałem zrobić unik. Kiedyś byłem delikatnie niższy. Ściany obwieszone koszykarzami. GEJOOOZA.
Ale i tak największa gejoza wyszła na światło dzienne gdy zerknąłem pod materac. Pamiętnik. Cały zapisany jednym słowem praktycznie. Powyklejany jedną mordą. Kogo? No kogo?!
"AOMINECCHI DZIŚ SIĘ DO MNIE UŚMIECHNĄŁ PAMIĘTNICZKU!"
"DZIŚ PRZEZ PRZYPADEK DOTKNĄŁEM JEGO RĘKI. AOMINECCHI PO CHWILI JĄ WYRWAŁ ALE PRZEZ MOMENT CZUŁEM SIĘ JAKBYŚMY BYLI PARĄ! <3 :*"
No kurwa nie wierzę. Sam w siebie zwątpiłem. Wiem, że mój mózg nie jest pierwszych lotów no ale bez przesady! Strzeliłem sobie teatralnego liścia w mordę osuwając powoli rękę w dół z dziwnym wyciem przypominający dźwięki godowe modliszek..
Rzuciłem w najdalszy kąt szatańską księgę kreśląc w jej kierunku znak krzyża.. Co z tego że to nie moja religia!
Moje rozmyślenia na temat podpalenia jej w celu wzmocnienia egzorcyzmu przerwał dźwięk otwieranego zamku w głównych drzwiach. Po cichutku zszedłem na dół. Rodzice wnosili siatki z zakupami z auta do kuchni.
- Niespodzianka! - krzyknąłem a mama pisnęła upuszczając reklamówki. Tata za to złapał za miotłę i stanął w pozycji gotowej do ataku. - Serio? Serio tato?! Złodzieja miotłą?
- Ryouta?! - uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi schodząc ze schodów z rozłożonymi ramionami. Mocno uściskali mnie zadając przy tym ogrom pytań, na których znaczną część nie chciałem odpowiadać albo odpowiedzi nie znałem.
- A jakiegoś przystojnego, miłego chłopca ze sobą przywiozłeś? - mamunia ze słodkim uśmiechem polizała kciuk wycierając mi nim polik ze swojej czerwonej pomadki.
- Nie mamo. Musisz zadowolić się tylko mną - zaśmiałem się nerwowo drapiąc w kark
- Ryouta wiem, że brzmi to dziwnie z ust ojca, ale też bym chciał w końcu poznać Twojego chłopaka.
- Tato. - zrobiłem pauzę aby uspokoić pulsującą żyłkę - Jak znajdę sobie chłopaka to Wam go dostarczę choćby w kartonie kurierem, zgoda? Niestety przez jakiś czas musicie obejść się smakiem.
- A co z Daikim? - tak. W brew pozorom jakie może stwarzać odległość nas dzieląca miałem bardzo dobry kontakt ze staruszkami. Wiedzieli o mnie praktycznie wszystko.
- Spotkałem go ostatnio ale nie chce o tym gadać.. Wiecie, że Kuroko ożenił się?!
Podłapali temat. Kocham ich ale są równie nieznośni co ja.
Serio jestem aż tak denerwujący w oczach innych? NO PECH NO.
* * * * *
Wyszedłem na jedno, zasrane piwo. JEDNO.
Niestety tu spotkałem sąsiada, tam przyszłego szwagra z kumplami, za chwilę podszedł dawny kolega z placu zabaw znajdującego się na pobliskim osiedlu.
I teraz głośno krzyczę dopingując znajomych w zawodach w siłowaniu się na rękę. Urżnąłem się jak świnia.
Wstaję z kanapy chwytając się oparcia. Wypijam resztkę whiskey. Chwiejnym krokiem kieruje się ku wyjściu. Jestem z siebie cholernie dumny gdy udaję mi się wydostać na zewnątrz. Gibając się to w przód to w tył niespiesznie wyciągam papierosy z kieszeni. Co chwila ktoś wita się ze mną. A ja mam tak bardzo na nich wysrane że aż śmiać się chcę.
Wsadzam do ust fajkę i odpalam ją. Zaciągam się a mój świat zaczyna wirować jeszcze bardziej. O cholera jaka faza.
Jak to w pijackich libacjach przyszedł ten piękny czas! Na robienie czegoś, czego potem będzie się taaaak bardzo żałowało! Wyciągam telefon. Wybieram numer.
Kilka sygnałów. Odebrał.
- Tak? - niski, męski głos.
- Cz-cześć Aominecchi - czknąłem przez co wybuchnąłem śmiechem
- Kise? Zmieniłeś numer? To dlatego nie mogłem dodzwonić się na stary..
- A no zmieniłem! - czknąłem - I nie zamierzam Ci dać nowego numeru!
- Ale Kise.. Właśnie do mnie zadzwoniłeś. Wyświetlił mi się.
- Chyba sobie żartujesz! Nigdy przenigdy bym do Ciebie nie zadzwonił! O kurwa.. - telefon wypadł mi z ręki przez co z ogromnym trudem musiałem się po niego schylić - No nie wytrzymam taki silny wiatr wieje ze się zaraz przewrócę chyba! - zachwiałem się walcząc o utrzymanie pionu.
- Jesteś pijany.
- Nigdy w życiu.
- Gdzie jesteś?
- Nie powiem Ci!
- Gdzie.
- W barze w naszym mieście rodzinnym. - dźwięk urwanego połączenia - Rozłączył się? Rozłączył mnie?! A to szuja jedna!
- Kise! Wycyganiliśmy od barmana mikrofon!
- O CHOLERA KARAOKE!
Pamięć złotej rybki.
* * * * *
- Ej Kise! - mój szwagier kiwnął głową w kierunku stołu bilardowego - Tamta ciota się na Ciebie gapi.
- Kto? - zupełnie zignorowałem określenie homoseksualisty ala mój szwagier. Tak, jest ogólnie homofobem ale po pierwsze: polubił mnie zanim się dowiedział, po drugie: nie ma wyjścia musi mnie szanować. A jest moim ukochanym szwagrem.
Powiodłem wzrokiem w tamtą stronę. Bardzo przystojny, wysoki facet czyścił kija patrząc mi w oczy. Ekhem. Takiego kija do bilardu. EKHEM!
Nie spuszczając z niego spojrzenia przechyliłem szklankę z whiskey. Oblizałem usta łapiąc ostatnią uciekającą kroplę trunku bogów. Całkiem niezły z mordy. Ciałko takie 5/10. Słabo ale za długo jadę już na ręcznym a jestem pijany więc rano sobie to jakoś usprawiedliwię..
Wstaję i przechodzę obok niego delikatnie muskając ramieniem. Cholera. Jestem jednak wyższy. Ech. Na jednorazówki wolę typ podchodzący do mojego ideału - Aomine.. CZEKAJ KURWA POWIEDZIAŁEM TO SOBIE W MYŚLACH?! Nie nie nie. Masło, penis, kot, krowa, stodoła.. BLA BLA.
Opieram się o bar i gdy chcę zamawiać ktoś mnie ubiega.
- Dwa razy po powiększonej wersji wściekłego psa! - zajął miejsce tuż obok mnie lustrując moją postać.
- Aż tyle wypijesz? - raczę go moim zajebistym spojrzeniem unosząc jedną brew. Staram się, żeby mój głos brzmiał w miarę trzeźwo i uwodzicielsko. I żeby nie czknąć.
- Miałem nadzieję, że mi pomożesz - uśmiechnął się do mnie ukazując rządek białych, prostych zębów - Anthony.
- Foreigner? - poszpanowałem trochę językiem angielskim odwzajemniając uścisk dłoni. Mam nadzieję, że się odwdzięczy i poszpanuję potem swoim. W trochę innych warunkach.. - Kise.
- Co robi tu taki model jak Kise Ryouta? I to sam? - upił spory łyk wypuszczając głośno powietrze.
- Och, znasz mnie? - zaśmiałem się i zrobiłem to samo. Naprawdę było w drinku sporo tabasko. Paaali. - Miło mi. A czemu sam? Chętnie bym nie był sam..
- I już nie jesteś! - mocne szarpnięcie za ramię sprawiło, że rozlałem drinka, wypierdoliłem się prawie oraz wpadłem mordą na coś twardego. Potem to coś okazało się klatą. Klatą ciemnej masy.
- Aomine! Co Ty robisz? Tym bardziej co Ty robisz tutaj? - otworzyłem szeroko oczy gdy podniosłem głowę i zobaczyłem jego twarz wykrzywioną w grymasie chęci mordu. Z gałami wbitymi w mojego nowego znajomego.
- Wszystko w porządku Kise? - Anthony wyprostował się podchodząc bliżej mojego dawnego przyjaciela z drużyny. Patrzył bez strachu na Daikiego. - Koleś przerwałeś nam.
- Chętnie spuścił bym Ci srogi łomot za samo patrzenie na niego, ale.. - wyciągnął odznakę tuż przed jego twarz - .. nie mam na to czasu. Więc uznajmy to za interwencję. Spierdalaj Romeo.
Po tych słowach bez krzty delikatności wyprowadził mnie siłą z baru. Utrudniały mu to moje plączące się nogi oraz szok. Otworzył drzwi radiowozu i wrzucił mnie do środka.
Usiadł na miejsce kierowcy. Zatrzasnął drzwi i mocno zacisnął palce na kierownicy. Jego brwi dalej były zmarszczone. Włączył syrenę i ruszył z piskiem opon. Gdy odezwał się głos z radia policyjnego wyrwał je z deski.
Teraz to się wystraszyłem.
// CO DALEJ CO DALEJ??
WYBACZCIE PRZERWĘ. ZMIANY W ŻYCIU. JESTEM STUDENTKĄ!
TERAZ BĘDZIE JUŻ Z GÓRKI
MOŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ OCZAMI AOMINE?
PISZCIE!
hahahhahahhhahaaha no nie mogę! :D rodzinka Kise wygrywa wszystko :D i ojciec, nie no on to już będzie moim miszczem do końca XD i w sumie to mam dylemat co było najlepsze, Ryota i egzorcyzm pamiętnika, czy rozmowa telefoniczna >.< generalnie, to zakończyłaś rozdział tak, że jest naprawdę ciekawa co będzie dalej i w sumie, tak walnąć perspektywę Aomine, no ciekawie by było ^^ pozdrowionka i weny życzę :3
OdpowiedzUsuńprzyznam, że pisząc to sama się śmieję. oczy Kise to ogromna frajda haha
OdpowiedzUsuńno właśnie mysle ze historie dotychczasowa w pigulce skleic oczami Aośka, bo w sumie siedzimy od poczatku tylko w glowie Kisi..
dziękuję i również pozdrawiam <3
Tak dawno przestałam czytać ff'y z Aokise, ale tylko zobaczyłam nowy wpis tutaj i od razu przybyłam ~
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :) Moja miłość do tej historii odżyła *-* Czekam na więcej :3
Weny ~
BOŻE JAK MILO TO SŁYSZEĆ.. TO ZNACZY WIDZIEĆ!
Usuńjuż zaraz siadam do laptopa z kakaukiem i piszę! dziękuję!